Tytuł: Tomasz Knapik, Maciej Gudowski i Andrzej Matul. Nieznane historie najlepszych polskich lektorów
Autor: Anita Czupryn
Źrodło: polskatimes.pl
Data publikacji: 25.10.2014
Wszyscy rozpoznają ich głosy, ale niewielu zna ich twarze. O polskich lektorach zrobiło się teraz głośno, bo warszawski ratusz wspólnie z Polskim Radiem ogłosił konkurs na lektora, który będzie czytał nazwy stacji drugiej linii metra.
Lektor filmowy to zawód, który występuje tylko w Polsce. W innych krajach lektorzy też czytają filmy, ale są to filmy dokumentalne. Żaden z nich nie potrafiłby ogarnąć fabuły, wszystkich bohaterów i tak przeczytać filmowe dialogi, aby widzom wydawało się, że to oni tak świetnie rozumieją obcojęzycznych aktorów. Maciej Gudowski, Andrzej Matul, Tomasz Knapik to książęta wśród byłych już spikerów Polskiego Radia i lektorów telewizyjnych i filmowych.
Maciej Gudowski: "Hania, ten twój Maciek to powinien pracować w radiu" - mówiły koleżanki mojej żony, gdy dzwoniłem do niej do pracy. Jako dziecko codziennie chciałem być kimś innym. Czterema pancernymi, strażakiem, astronautą. Imponował i do dziś mi imponuje zawód lekarza. Ale to w radiu przepracowałem ponad 30 lat. W grudniu 1983 r., w wigilię usłyszałem w radiu komunikat o konkursie na spikerów. Postanowiłem się zgłosić. Pracowałem wtedy w jednym z instytutów naukowych, skończyłem Szkołę Główną Planowania i Statystyki. Już po pierwszym przesłuchaniu w radiu pani Stella Weber, znakomita spikerka Polskiego Radia, i Stanisław Mikołajczyk, wiceszef działu, w którym potem pracowałem - realizacji i emisji, zdradzili się, że widzieliby dla mnie miejsce w swoim dziale...
Andrzej Matul: Bardzo wcześnie zorientowałem się, że ludzie zwracają uwagę na mój głos. O takim głosie mówię: "psi tenor". Co oznacza, że setki, tysiące ludzi mają taki głos. To jak damski sopran. Głosowym ideałem jest dla mnie Ksawery Jasieński, który czyta stacje I linii warszawskiego metra. To niepowtarzalna barwa głosu. To głos do zjedzenia, zachwycam się nim i mi imponuje. W dzieciństwie chciałem zostać sprawozdawcą sportowym. W swoim ogrodzie, przy domu w Aninie sam organizowałem igrzyska olimpijskie: skocznie, wyrzutnie, skakałem w dal i wzwyż i komentowałem. Bogdan Tomaszewski był moim bogiem. Po latach uścisnął mi dłoń i powiedział: "A pan jest moim ulubionym dziennikarzem radiowym"...
Tomasz Knapik: Koledzy w szkole mówili na mnie "Sznaps baryton". Wcześnie przeszedłem mutację. Jeszcze przed maturą na lekcji języka polskiego pojawiły się studentki praktykantki. Jedna z nich, Wirginia Ciesielska, była sekretarzem w Rozgłośni Harcerskiej. Po lekcji podeszła do mnie i zaproponowała, abym wpadł do tego radia. Miałem wtedy 16-17 lat. Z Rozgłośni Harcerskiej wyszła cała masa znanych lektorów, np. Tadek Sznuk czy Szołajski. To była kuźnia przyszłych lektorów. W Rozgłośni czytałem wiadomości, miałem i swoją audycję. Odszedłem do audycji Piotra Kaczkowskiego, do Trójki. Był taki dowcip, że saper myli się tylko raz, a lektor co drugie zdanie, no bo czasem język się zawinie i mnie też się to przydarzyło, kiedy w latach 60. w magazynie dla pań przeczytałem: "Talerz po śledziu spółkujemy zimną wodą"...
Powyżej znajdują się tylko fragmenty artykułu. Jeśli interesuje Was całość zapraszamy na strony serwisu polskatimes.pl
Brak komentarzy