Permanentny przegląd prasy, portali internetowych, społecznościowych, radia i telewizji. Zbieramy wszelkie publikacje na temat lektorów i ich pracy. Efekt naszych poszukiwań znajdziesz w tym dziale. Jeśli masz coś czego tu nie ma, podziel się linkiem! Koniecznie daj nam znać!
Tytuł: Krystyna Czubówna i Agnieszka Barjasz: Kto jest matką w tym związku?
Autor: Alina Mrowińska
Źrodło: wysokieobcasy.pl
Data publikacji: 21.05.2016
Aga jest zupełnie inną matką niż ja. Pozwala dziewczynkom być dziećmi, a ja przeginałam. Mówię swoim wnuczkom: "Jak ja wam zazdroszczę waszej mamy" - rozmowa z Krystyną Czubówną i jej córką Agnieszką Barjasz.
Pamiętasz poród?
Krystyna Czubówna: Lipiec '81. Pamiętam bardzo dokładnie, bo wszystko odbyło się w naprawdę komfortowych warunkach. Tak, tak, w tamtych czasach, na kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego. Urodziłam naturalnie, wprawdzie po 15 godzinach, ale ze znieczuleniem zewnątrzoponowym! I jeszcze kolejny fart - całą pięcioosobową salę miałam tylko dla siebie. Później już było dużo gorzej. Agę niemal natychmiast mi zabrali. A mnie z sali porodowej przewieźli na korytarz. I na takiej wysokiej, wąskiej leżance spędziłam całą noc. Panicznie się bałam, że za chwilę spadnę.
Agnieszka Barjasz: Przywozili mnie tylko na karmienie?
K.: Tak. Na szczęście byłaś zdrowa. Strasznie mi brakowało Agi. Czułam to niemal fizycznie. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, żeby matki i dzieci były osobno. Po pięciu dniach wyszłyśmy do domu
Mama zawsze była bardzo zadaniowa, poukładana?
A.: Ja też taka byłam od dziecka. Szybko zostałam wciągnięta do drużyny i musiałam znać reguły gry.
K.: Kiedy Aga miała dwa lata, zaczęłam mieć dyżury spikerskie w Programie V Polskiego Radia dla zagranicy. Nagrywałam audycje i serwisy informacyjne. A mała Aga siedziała w reżyserce. Wiedziałam, że jest bardzo zdyscyplinowana, że nie zacznie tupać, wrzeszczeć i domagać się nie wiadomo czego. Jej poczucie bezpieczeństwa było niezachwiane, pod warunkiem że widziała mnie przez ogromną szybę. Podczas nocnych dyżurów, kiedy przychodziła pora snu, Aga przez szybę dawała mi znać, że chce się przytulić. Brałam ją do dziupli lektorskiej na kolana, a ona wiedziała, że nie może nawet się poruszyć, nie mówiąc już o wydaniu jakiegokolwiek dźwięku. Niezwykłe to było, jak cichutko siedziała. Kiedyś bardzo mnie rozczuliła. Zgasła już czerwona lampka, to znaczy, że mikrofon był zamknięty, a moje dziecko wyszeptało: "Mamo, czy ja już mogę odetchnąć?".
A.: Jak byłam starsza, zaprzyjaźniłam się z paniami z redakcji dla dzieci. Sadzały mnie przed takim dużym magnetofonem, wkładałam słuchawki i mogłam posłuchać bajek, których jeszcze nie było na antenie. Uwielbiałam patrzeć, jak montują, przycinają taśmy, kleją. A na koniec zawsze dostawałam swoją tasiemkę do sklejenia.
K.: Agnieszka była chodzącym aniołem. Złote dziecko. Jak miała roczek i już dreptała, sama rano się bawiła. Cichutko wyciągała zabawki, tak żeby mnie nie obudzić. Nigdy nie bałam się, że zrobi coś nie tak. Była bardzo odpowiedzialna, samodzielna. Cyborg (śmiech).
Miałaś wrażenie, że taka się urodziła? Moja przyjaciółka mówi o swojej już dorosłej córce, że sama, bez mamy, też by się świetnie wychowała.
K.: Aga to właśnie ten przypadek. W każdej sytuacji była bardzo correct. Spolegliwy, dojrzały mały człowiek. Jak nie chciała jakiegoś dnia iść do przedszkola czy później do szkoły, mówiła mi wprost. Nigdy nie kombinowała, nie kłamała.
A.: Mama mówiła: "OK, możesz zostać w domu, ale masz się dowiedzieć, co było na lekcjach, i wszystko nadrobić". Właśnie dlatego, że mogłam mamie po prostu powiedzieć, że dziś chciałabym posiedzieć w domu i nic nie robić, nie nadużywałam tego. Wiedziałam, że jak tylko skończą się lekcje, muszę iść do sąsiadów, którzy mają telefon, i zadzwonić do jednej z dwóch koleżanek w klasie, które też miały w domu telefon. Umówić się z nimi, pożyczyć zeszyty. Tak na dobrą sprawę to mi się te wagary nie opłacały.
K.: A pamiętasz, jak wstawałaś do szkoły metodą dwóch budzików?
A.: Pierwszy budzik dzwonił o 6.30. Sygnał, że mam wstać.
Byłaś sama w domu???
K.: Rodzice najczęściej na dyżurach w radiu.
A.: Wstawałam posłusznie. Nie mając poczucia czasu - tego jeszcze nie ogarniałam. W tempie lukstorpedy myłam się, ubierałam, jadłam śniadanie, drugie pakowałam do plecaka. Potem siedziałam i wpatrywałam się w budzik. Kiedy dzwonił drugi raz, wychodziłam do szkoły. Pamiętam do dziś, że tuż przed dzwonkiem podświetlał mu się ekranik. Wtedy już wkładałam buty i ciach - zamykam mieszkanie, klucz na szyję i pędem do szkolnego autobusu. Kiedy teraz patrzę na swoje córki, sześcioletnią Helenkę i dziesięcioletnią Zosię, to nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Pewnie nawet nie wstałyby z łóżek na dźwięk budzika. Rano do nich przychodzę, przytulę się, pozwolę jeszcze chwilkę poleżeć pod kołdrą. A ja w ich wieku byłam w wojsku (śmiech...
Cały tekst znajdziecie na stronie internetowej magazynu Wysokie Obcasy.
Brak komentarzy