Kiedyś pod materiał filmowy o plenum warszawskim partii kolega lektor przeczytał: "Popatrzmy na te smutne twarzyczki o niewidzących oczach. Za co los je tak karze?”, bo miał tekst do materiału o Zakładzie dla Dzieci Niewidomych i Niedowidzących w Laskach - opowiada Tomasz Knapik, lektor.
Danuta Nowicka: Od urodzenia miał pan taki niepospolity głos?
Tomasz Knapik: Od urodzenia nie, ale od szczenięcych lat. Bardzo wcześnie przeszedłem mutację. W szkole na mnie mówili Sznaps Baryton.
Bardzo pan o ten baryton dba? Odwiedza foniatrę, unika przeciągów, dmucha na zimne i gorące?
Podobno prof. Bardini mawiał do młodzieży aktorskiej: "Jak chcesz mieć głos, to nie wolno ci nic na p - ani pić, ani palić, że o panienkach nie wspomnę. Natomiast jak masz głos, to możesz pić, palić i pieprzyć ile wlezie i nic ci nie będzie". To się potwierdza. Są lektorzy, którzy do foniatry chodzą raz w tygodniu, cichutkim głosem mówią na co dzień, nic gorącego, nic zimnego do ust nie włożą, a ja zupełnie się tym nie przejmuję. Żyję ponad stan, piję mocne trunki, palę od dziecka i jest to już jedyna męska rozrywka, jaka mi została oprócz golenia.
Sądziłam, że pali pan nie dla przyjemności, ale z poświęcenia. Żeby głos nie "ścieniał".
Domyślam się, do czego pani pije. Była taka historia z moim starszym kolegą, Jurkiem Rosołowskim, któremu po rzuceniu palenia z dnia na dzień tak wysoko głos podskoczył, że musieli mu podziękować w kilku studiach.
Od czasów rozgłośni harcerskiej nie zerwał pan z nagraniami?
Nie do końca. Dzisiaj jestem emerytem, jednym z najstarszych lektorów, leniuchuję i marudzę przy wyborze form lektorskich. Najgorszym kawałkiem chleba, na którym wyrosłem, były filmy fabularne. To zajęcie bardzo nużące - gorsze są tylko e-booki - stosunkowo mało płatne, szczególnie w porównaniu z reklamą czy filmami dokumentalnymi. Dawniej, kiedy czytanie odbywało się na żywo, była przynajmniej adrenalina. Kiedy powiedziałem, że talerz po śledziu spółkujemy zimną wodą, szło to w naród, a dzisiaj gdybym nawet zamienił zupę na dupę, pośmieją się tylko realizator, redaktor i tłumacz obecny przy nagraniu. Cofamy do najbliższej kropki i zapominamy o sprawie. W eter już nie pójdzie pomyłka, jaką kiedyś popełnił śp. Marek Gajewski, który powiedział dzieciom, że "były to trzy dorodne kurewskie córy - przepraszam - królewskie...". Gdyby się nie poprawił, sam bym się zastanawiał, czy się aby nie przesłyszałem, ale w tej sytuacji nie było wątpliwości.
Pełną treść artykułu znajdziecie w Nowej Trybunie Opolskiej.
Brak komentarzy