Publikacje o lektorach
ARTYKUŁY, AUDYCJE, FILMY

Permanentny przegląd prasy, portali internetowych, społecznościowych, radia i telewizji. Zbieramy wszelkie publikacje na temat lektorów i ich pracy. Efekt naszych poszukiwań znajdziesz w tym dziale. Jeśli masz coś czego tu nie ma, podziel się linkiem! Koniecznie daj nam znać!

W cyklu wywiadów BLIŻEJ MIKROFONU rozmawiamy z lektorami nie tylko o doświadczeniach zawodowych, ale też o tym, co ich osobiście ukształtowało, co ich porusza poza pracą. O sprawach, których nie znajdziecie w notkach encyklopedycznych. Choć oczywiście polecamy opracowane przez nas biografie w bazie SYLWETKI LEKTORÓW.

 

Przemysław Strzałkowski polscylektorzy.pl: Przystojny, wciąż młody, w dodatku prowadzący kącik muzyczny w „Teleexpressie”… Czy dostajesz worki listów od fanek?

Mateusz Jędraś: Przychodzi dużo zgłoszeń od artystów i trochę mnie to przytłacza, bo napływają z różnych źródeł; jest mail redakcyjny, moje prywatne adresy mailowe, do tego Instagram i Messenger. Wszystkimi tymi kanałami dostaję zgłoszenia zespołów oraz utworów. Próbuję się w tym nie pogubić i pomału układam całość, by mieć jakąś strukturę.

Niedługo przed dołączeniem do redakcji „Teleexpressu” przeprowadziłeś wywiad z Maciejem Orłosiem. Ktoś wredny mógłby powiedzieć, że dostałeś się po znajomości (śmiech).

Nie jestem tu dzięki Maćkowi. Chciałem z nim porozmawiać, ale to totalny zbieg okoliczności, że znaleźliśmy się później w jednym programie. Gdy otrzymałem propozycję zadzwoniłem do niego z pytaniem czy wraca, czy też będzie.
Znalazłem się tutaj poprzez wcześniejsze doświadczenia. Z ludźmi pracującymi teraz w Telewizji Polskiej tworzyłem kiedyś w Nowej TV program „24 godziny”. Robiłem materiały reporterskie, potem dostałem autorski program i to wszystko procentowało w moich późniejszych, medialnych zajęciach. A obecnych decydentów w TVP poznałem lata temu. Wiedzieli co umiem, w czym jestem dobry i że zawsze rzetelnie staram się dawać z siebie wszystko.

Rzeczywiście twoja wcześniejsza, szeroko pojęta droga medialna prowadziła do tego punktu. Chyba jest tak, że konsekwencja w wyborze kolejnych ścieżek otwiera nowe przejścia?

Zgadzam się. To zadziwiające, jak pozornie przypadkowe wydarzenia wpływają na to, wśród jakich ludzi i w jakim miejscu się znajdujesz.
Wracając do protekcji – władze obecnej TVP nie mogą sobie pozwolić na „kolesiostwo”, na upychanie „swoich” ludzi po znajomości, ponieważ media publiczne są pod społeczną obserwacją. Pod tą szczególną presją trzeba przykładać ogromną wagę do prawidłowych procedur, do ich rzetelnego wypełniania. Na stanowiskach muszą znajdować się ludzie kompetentni.
Ale w życiu bym nie pomyślał, że zastąpię Marka Sierockiego! Nie wyobrażałem sobie tego kiedykolwiek, a dawniej nie widziałem siebie stricte w muzyce. Uwielbiam ją, jest jedną z moich pasji, ale to przyszło z czasem.

Natomiast zawsze było ci bliskie przymrużenie oka, a nawet czarny humor. Weźmy choćby tytuł programu „Wszyscy zginiemy”…

O to chodziło! To był program informacyjno-rozrywkowy podsumowujący absurdy tygodnia. Pokazywaliśmy wydarzenia trochę w krzywym zwierciadle i przekazywaliśmy newsy, które rozbawiały nas swoją nietypowością i absurdalnością. Główna idea polegała na tym, że cywilizacja chyli się ku upadkowi.
Zawsze robiłem rzeczy, które sprawiają mi frajdę i satysfakcję, a zarazem starałem się robić je starannie. I wtedy wszystko jakoś „samo” przychodziło.

Zatem nie czujesz się wrzucony muzycznie na głęboką wodę.

Absolutnie nie. Z kilku względów; na pewno nie mam i nie będę miał takiej wiedzy muzycznej jak Marek Sierocki, ale posiadam dziesięcioletnie doświadczenie radiowe i przepracowałem lata w telewizjach muzycznych, więc sporo na ten temat wiem i „przepytałem” w wywiadach wielu artystów. Bywałem na premierach teledysków i zawarłem znajomości z wieloma muzykami zagranicznymi.
Wydaje mi się, że inne są też czasy, bo pozyskiwanie wiedzy stało się łatwiejsze. Nowinki i ciekawostki dużo szybciej do nas docierają. Kiedyś trzeba się było do nich dokopać, a teraz wymieniamy z artystami prywatne wiadomości bezpośrednio na Instagramie. Wytwórnie kontaktują się z nami mailowo, jest oczywiście internet i wyszukiwarka…
Właściwie wszystko zostało już na każdy temat powiedziane i pozostaje znaleźć te informacje. Dlatego myślę, że mam łatwiej, niż Marek Sierocki w swoich początkach.

 

 

W TVP trwają duże zmiany personalne i znalazło to odzwierciedlenie również w redakcji „Teleekspressu”. Jaki jest klimat pracy? Czy weterani pouczają „świeżaków”?

Jestem wręcz zachwycony atmosferą, kulturą osobistą i sposobem traktowania ludzi; jest lepiej, niż w niektórych komercyjnych stacjach, w których bywałem. Widać dbałość o to, by współpracownicy czuli się dobrze w grupie. Ważne są takie rzeczy, jak sposób zwracania się do siebie, dawanie feedbacku i konstruktywne korygowanie błędów. To wszystko jest na ciepłym, przyjaznym i empatycznym poziomie.
Choćby dziś szefowa programu zaprosiła mnie i podziękowała za relację z WOŚP, którą zrobiłem poza codziennymi obowiązkami. Formuła programu wyłania się w takiej właśnie atmosferze, dlatego dobrze się pracuje. Oczywiście bywają trudności techniczne, ale uśmiech pomaga.

Miło słyszeć, bo w mediach bywa też toksycznie. W ostatnich latach TVP była bardziej partyjna, niż publiczna. Zapewne przywracając dziennikarskie standardy, stawiając sytuację z głowy na nogi macie poczucie wyjątkowości tej chwili? Wielkie słowo: misji?

Na pewno tak. Czujemy energię towarzyszącą historycznemu wydarzeniu, bo jest sporo do odbudowania i ukształtowania, by media publiczne były rzeczywiście publiczne. By należały do całego społeczeństwa. A wciąż istniejąca, duża grupa wyborców poprzedniej władzy też powinna się czuć „zaopiekowana” i otrzymywać obiektywny przekaz.
Nie zajmuję się bezpośrednio newsami, natomiast wyczuwam energię i wolę, by przekaz był jak najuczciwszy, jak najrzetelniejszy. Wiadomo, że prowadzący program ma własne poglądy, które mogą się przebić w publicystyce, ale widzę dbałość o wypośrodkowanie obrazu. Każda ze stron powinna mieć możliwość przedstawienia swojej perspektywy.
Miałem przyjemność poznać ludzi podejmujących decyzje i wiem, że nie są związani z władzą i mają silne kręgosłupy moralne. Przyszli tutaj z misją.
Tomasz Sygut, pełniący obecnie obowiązki Prezesa TVP – bo spółka formalnie jest w stanie likwidacji – to człowiek stanowczy w decyzjach, a zarazem mądry, uczciwy i sprawiedliwy. W tej chwili nie znam na rynku medialnym osoby, która bardziej nadawałaby się do tego karkołomnego wyzwania, które przed nim stanęło. Przywrócenie rzetelnych i stabilnych mediów publicznych to ogromny wysiłek podejmowany po to, by w przyszłości TVP służyła wszystkim Polakom i wszystkim stronom politycznym. Każda grupa społeczna powinna mieć swoją reprezentację i sądzę, że obecny Prezes sobie z tym poradzi. Szczerze mu kibicuję!

Miejmy nadzieję, że Prezes to przeczyta i zarobisz punkty (śmiech). I oby Telewizja Polska już nigdy nie była tubą propagandową żadnej władzy. A co cię tak pociąga w mediach, że jeszcze przed ukończeniem studiów dziennikarskich rwałeś się do roboty?

A nawet pracowałem już w radiu, zanim zacząłem studia. Zaraz po maturze. Ciekawostka: po mamie miałem zostać stomatologiem! Chodziłem nawet na fakultety z fizyki, chemii i biologii. Ale już od dzieciaka robiłem różne dziennikarskie wprawki, na przykład pisałem artykuły na portal snowboardowy. Newsy, recenzje, relacje… Miałem na to wielką zajawkę i od czasów gimnazjum chciałem zostać profesjonalnym, snowboardowym riderem. A w liceum dostałem propozycję napisania artykułu do gazety. To był kwartalnik Polish Business Report. Po publikacji otrzymałem pocztą egzemplarz wydrukowany na kolorowym, błyszczącym papierze, a w nim – cztery strony artykułu i moje nazwisko. I doszedłem do wniosku, że skoro za takie rzeczy się płaci, to mógłbym z tego żyć. Jeśli można żyć z robienia tego, co jest twoją pasją, co sprawia ci frajdę i satysfakcję, to może warto porzucić pragmatyczne podejście i plany zostania lekarzem. Okazało się, że przewidywalna droga życiowa nie jest dla mnie. Poszedłem do pani dyrektor, położyłem ten magazyn na stole i oświadczyłem, że chcę pisać maturę z polskiego, WOS-u i historii.
A potem trafiłem do radia studenckiego, następnie komercyjnego, telewizji… i już się potoczyło.

Mogłeś mieć spokojne życie; kilka godzin w gabinecie i do domu. Tymczasem nadszedł taki impuls! Twoje wejście w „Teleexpressie” nie trwa długo. A jak długo musisz je przygotowywać?

To zależy… Pracuję dość szybko i efektywnie, ale trudno policzyć godziny. Bywa, że jednego dnia przychodzi kilku artystów, nagrywamy ich, a potem wykorzystujemy materiały w kilku programach. Czasem trzeba coś napisać. Są też procedury produkcyjne, montaże, a po telewizyjnych korytarzach trzeba pokonywać duże odległości (śmiech).
Charakter tej pracy polega na tym, że jest się w niej zawsze i wszędzie. Ludzie wciąż dzwonią, podsyłają propozycje utworów, więc nie pracuje się „od-do”. W tej branży skończenie pracy o określonej godzinie jest niemożliwe. A obowiązków będzie teraz jeszcze więcej, bo 30 marca debiutuję jako prowadzący Teleexpressu Weekend.

 


Nie możesz powiedzieć: „Wyszedłem z redakcji i już nic mnie nie interesuje”.

To tak nie działa, choć zapewne sprzyjałoby higienie psychicznej i czystej, przewietrzonej głowie. Pracuję dużo, ale jest to też kwestia pewnego wdrożenia. Staram się jakoś organizować system, by pracować sprawniej.  

Lubisz działać szybko…

Po prostu mnie nosi, biegam po korytarzach (śmiech).

…ale też widać, że dbasz o solidną podbudowę. Swego czasu zdobyłeś Kartę Mikrofonową – to tradycyjne podejście, jak na rocznik 91.

Pracując w Polskim Radiu musiałem ją mieć, by wpuścili mnie na antenę. Zostałem więc przymuszony (śmiech), ale było to ciekawe doświadczenie - stajesz przed komisją, czytasz, oni odsłuchują…

Wziąłeś też udział w warsztatach Start International Polska.

Z ciekawości. Wiele rzeczy w życiu robię z ciekawości i dlatego podejmowałem się tylu zawodowych wyzwań - jak to będzie wyglądało? Czy się sprawdzę?
Lubię się uczyć i rozwijać w różnych sferach. Czasem nawet się przez to rozdrabniałem, bo chwytałem zbyt wiele srok za ogon. Ciągnie mnie raczej do występowania przed kamerą, a zarazem zdarzało mi się reżyserować i bywałem wydawcą. Fascynuje mnie cała branża, produkcja i jej kulisy. Myślę, że jest to korzystne, bo daje szerszą perspektywę. Jeśli znam pewne procesy od kulis, od wewnątrz, to na przykład stojąc przed kamerą potrafię się wczuć w punkt widzenia operatora czy montażysty. Nagrywając materiał do reportażu myślę obrazkiem. To wszystko pozwala podchodzić do zawodu holistycznie i robić fajniejsze rzeczy.

No właśnie, poza radiem i telewizją udzielasz się intensywnie w internecie. Stworzyłeś na YouTube autorski kanał "Jędraś VS", a kolejnym przedsięwzięciem jest podcast "Dobry Przelot". Czy przez nowe telewizyjne obowiązki ten obszar nie ucierpi?

Nie mam pojęcia, choć bardzo bym chciał znaleźć czas na podcast. To moje dziecko i mój projekt. Tylko mój, który sam finansuję i właściwie nieustannie do niego dokładam, ale dzięki niemu poznaję wielu świetnych ludzi. Dowiaduję się o fascynujących sprawach, słyszę niezwykłe, inspirujące historie i ma to potencjał.  
Udaje mi się to ciągnąć właśnie dlatego, że jestem szybki i skuteczny. Jednego dnia nagrywamy minimum dwóch gości, więc w ciągu dwóch dni mogę zapewnić odcinki na cały miesiąc. Do tego mam współpracownika, który pomaga w researchu, publikuje shorty, rolki i zajmuje się stroną techniczną; szeregiem tych drobnych czynności pochłaniających czas.

Nie musisz być człowiekiem-kombajnem.

Dokładnie. Wobec braku czasu znajduję ludzi, którzy mnie wspierają i odciążają. Taki system pozwala robić wiele rzeczy naraz, ale moje moce przerobowe są jednak ograniczone, bo zarządzanie produkcją też pochłania uwagę.
Zobaczymy, będę szukał rozwiązań. Nie chcę rezygnować z podcastu. A czy będę do tego zmuszony? Może niezbędna okaże się zmiana formuły na sezony: 10 wywiadów – przerwa, 10 wywiadów - przerwa? Mam nadzieję, że nie. Planuję kolejne odcinki, bo traktuję to tak, że złożyłem widzom jakąś obietnicę. Jeśli mnie subskrybują, oglądają i wracają co tydzień – to jest duży kredyt zaufania. Bardzo to doceniam i nie chciałbym ich zawieść.  

Sytuacja wydaje się dynamiczna, więc możesz nas jeszcze niejednym zaskoczyć…

Pewne rzeczy przychodzą w sposób naturalny. Staram się rozwijać i robić najlepiej to, co umiem. Mam oczywiście marzenia związane z mediami; chciałbym na przykład poprowadzić coś na dużej scenie, może talk show, a może program rozrywkowy. Podejrzewam, że jeśli wystarczająco długo będę rzetelnie robił swoje, to takie możliwości się pojawią.

Kto wie, może poprowadzisz jakiś Sopot?

Byłoby to wspaniałe doświadczenie, ale staram się nie mieć w życiu zbyt wielu oczekiwań, by uniknąć rozczarowania. Jeśli nasze wyobrażenia nie spotykają się z rzeczywistością, to możemy poczuć się zawiedzeni. W życiu nie wyobrażałem sobie, że będę w „Teleexpressie”, a jestem tym zachwycony. Staram się nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość i koncentrować na tym, co robię teraz. Czuję się spełniony.

 

 

Zdjęcia: Przemysław Strzałkowski / Polscylektorzy.pl
Asystent planu: Renata Strzałkowska

 

 

 

 

Brak komentarzy

Studio Medianawigator.com

reklama

Agencja MediaNawigator.com

Powered by:

Bank głosów Mikrofonika.net

reklama