Pamiętacie Państwo, jak po zmianie ustroju w Polsce wiejskie sklepiki spożywczo-przemysłowe zaczęły - jak kraj długi i szeroki - dumnie prezentować pstrokatą szyldozę obwieszczającą, że teraz są "marketami"?
No, Panie... Pójść po choćby najzwyklejsze sprawunki - chleb, kiełbasę i płyn do mycia naczyń - do MARKETU, to co innego! Cóż z tego, że półki, lada, a nawet poczciwa Pani Krysia pozostały te same; jest po nowemu i na bogato dzięki zaklęciu "market"!
Kto pamięta, że we wczesnych latach 90 z większości restauracji i barów zniknął kompot? Przaśny, swojski do znudzenia i wstydliwy jak obciachowe ubranie ubogiego krewnego. Wyparły go pyszniące się na stołach kolorowe, gazowane napoje o egzotycznych nazwach, widywanych dotąd jedynie w filmach lub sklepach Pewex.
Mogłoby się wydawać, że takie zachłyśnięcia mamy już za sobą. Kompot powrócił do menu, a naszpikowana angielskimi wstawkami korpomowa stała się obiektem kpin.
Jak zatem możliwe, że w naszej branży coraz częściej, bez refleksji, a wręcz w pełni bezwstydu szczerzy się "lektoring"? Kto wie, być może krecią robotę należy przypisać kampanii reklamowej zachęcającej do "łomżingu". Ale - na Boga! - chyba nawet średnio rozgarnięty odbiorca powinien łapać, że to żart językowy. W prawdziwym życiu idziemy na plażę, czy uprawiać "plażing"? No, właśnie.
Od niektórych wymaga się więcej. Zwłaszcza, jeśli są lektorami lub aspirują do tego fachu. Owszem, mamy wiele słów zaczerpniętych metodą kopiuj-wklej (marketing, dancing itp.). Ale istnieje od dawna "lektorstwo", przy którym doprawdy nic nie trzeba majstrować.
Dlatego snujący się tu i ówdzie "lektoring" jest wyjątkowo paskudnym potworkiem językowym. Tym bardziej, że używający go lektorzy powinni być - przynajmniej teoretycznie - strażnikami poprawności językowej.
Po prostu wypada wiedzieć, że lektorstwo to nie lektoring. Podobnie, jak aktorstwo to nie aktoring, kowalstwo to nie kowaling, kolarstwo to nie kolaring, fryzjerstwo to nie fryzjering, a wioślarstwo to nie wioślaring. Inaczej nieszczęsny "lektoring" będzie się plenił jak Barszcz Sosnowskiego.
Państwo wybaczą, ale po dniu pełnym prac przed mikrofonem i zajęć redakcyjnych pójdę zażyć nieco aktywności fizycznej, czyli sportu. Przepraszam - sportingu.
Przemysław Strzałkowski / PolscyLektorzy
Brak komentarzy