Agentka trzy razy w życiu dosłownie uratowała mnie od mandatu. Jedna z historii jest warta opowiedzenia... Otóż dawno temu zdarzyło się, że podczas jazdy samochodem rozmawiałam przez telefon. Wszyscy wiemy, rzecz jasna, że tak się nie robi, że tak nieładnie i nie wolno!
To wydarzenie, którego się wstydzę (śmiech) i już tak nie robię. Ale wtedy nie było jeszcze systemów głośnomówiących, więc rozmawiałam i świetnie się bawiłam. Nagle okazało się, że od dłuższego czasu śledzą mnie panowie w niebieskim samochodzie. Poprosili, żebym zjechała. Chyba było to moje pierwsze spotkanie z policją… Od słowa do słowa okazało się, że mam jakiś nieważny przegląd. Totalne jaja!
Groziło mi coś strasznego. Byłam osiemdziesiąt kilometrów od Katowic - w których wtedy mieszkałam – i według zasad panowie powinni zabrać mi dokumenty, samochód odprowadzić na parking policyjny i do widzenia. Radź sobie, kobieto.
Ale zaczęła się dyskusja na temat mojej pracy.
- A czym się pani w ogóle w życiu zajmuje?
- Nagrywam dubbingi do bajek - mówię niby od niechcenia.
- O! Dubbingi do bajek?! A jakich na przykład?
- No… Odlotowe Agentki… - zaczyna mi się świecić mała lampka, ale jeszcze nie widzę związku.
- Odlotowe Agentki…? – dopytuje pan, prawie już płacząc. – A kim pani tam jest?
- Jestem Agentką Sam.
- Moja córka panią kocha!
Widziałam już światełko w tunelu… Od tego momentu pan był niezwykle miły i wszystko dało się rozwiązać inaczej. Auto nie trafiło na policyjny parking.
Anita Maroszek
Wspomnienie pochodzi z naszego wywiadu Bliżej mikrofonu: Anita Maroszek - Nie pamiętam, kiedy się nudziłam.
Na pewno macie własne, ciekawe historie... Koniecznie się nimi podzielcie, pisząc na adres: redakcja@polscylektorzy.pl
Czekamy!
Brak komentarzy