Publikacje o lektorach
ARTYKUŁY, AUDYCJE, FILMY

Permanentny przegląd prasy, portali internetowych, społecznościowych, radia i telewizji. Zbieramy wszelkie publikacje na temat lektorów i ich pracy. Efekt naszych poszukiwań znajdziesz w tym dziale. Jeśli masz coś czego tu nie ma, podziel się linkiem! Koniecznie daj nam znać!

Tytuł: Paweł Bukrewicz - Dwie sekundy dają szansę
Autor: Przemysław Strzałkowski
Źródło: PolscyLektorzy.pl
Data publikacji: 10.04.2020
 
Cykl wywiadów BLIŻEJ MIKROFONU jest autorskim przedsięwzięciem portalu PolscyLektorzy.pl. Rozmawiamy z lektorami nie tylko o doświadczeniach zawodowych, ale też o tym, co ich osobiście ukształtowało, co ich porusza poza pracą. O sprawach, których nie znajdziecie w notkach encyklopedycznych. Choć oczywiście polecamy opracowane przez nas biografie w bazie SYLWETKI LEKTORÓW.

Przemysław Strzałkowski polscylektorzy.pl: Podobno w życiu nie ma przypadków. Zatem jakie nie-przypadki prowadziły Cię do lektorstwa?

Paweł Bukrewicz: Najbardziej AWF, bo ma się totalnie nijak do tego wszystkiego (śmiech).  Chyba jednak ma, bo po jego skończeniu podjąłem pracę masażysty i trenera na siłowni.
A na pierwszej siłowni poznałem Alicję Mołoniewicz, która tłumaczyła filmy. Alicja zapoznała mnie ze świętej pamięci Zdzisiem Szczotkowskim, więc gdyby nie AWF w Białej Podlaskiej – pewnie bym nie zaistniał. Taki oto przypadek – nie przypadek. Jeździłem ze Zdzisiem i patrzyłem, jak to robi. Później wrzucał mnie na kilka minut przed mikrofon. Sprawdzałem swoje brzmienie. Było ciężko… ale też super, rewelacja. I tak to się zaczęło.

Kwestia spotkania odpowiednich ludzi we właściwym momencie.

Tak. Jeśli nie trafisz na odpowiednią osobę, to być może coś fajnego cię w życiu nie spotka. We mnie działanie wyzwolił Zdzisiu Szczotkowski.

 


Wychowywałeś się na Podlasiu. Jak je wspominasz?

Urodziłem się w Warszawie, a wychowywałem pomiędzy Sokołowem Podlaskim a Mielnikiem – z Mielnika nad Bugiem pochodzi mój ojciec. Podlasie jest bardzo zielone, jest piękne. Od Sokołowa po Mielnik jedzie się w tak zwanych pięknych okolicznościach przyrody. Cenię sobie podlaskie wychowanie, pełne opiekuńczości i emocjonalności.

Pomagałeś ludziom w pracy nad ciałem. A jak pracowałeś potem nad swoim głosem?

O Jezu, to były godziny, godziny… Wymyślałem sobie różne ćwiczenia, żeby usprawnić aparat mowy i ustawić głos.
Mowa to przede wszystkim oddychanie i samogłoski. Wydech idzie przez głośnię i wszystko w profesjonalnym świecie opiera się o przeponę. Z drugiej strony jest aparat mowy – usta, język, żuchwa – który też trzeba było usprawnić.
Siadałem na przykład przed ścianą i tworzyłem takie półki… od samego dołu, na różnych poziomach. I wrzucałem sobie na półki samogłoski – jak najniżej, wyżej, wyżej i jeszcze wyżej. Potem wrzucałem sylaby. Dorwałem jakąś książkę o emisji głosu i bawiłem się w odbijanie piłeczki, czyli wyrzucałem z siebie sylaby z różnym natężeniem – tak, jak się gra w tenisa.
Potem Zdzisio wpuszczał mnie przed mikrofon i ćwiczyłem. Porażka… Gdy teraz słyszę jakiś film z początków, to nie da się tego słuchać. Pewnie moim uchem, bo wiem, co mogło być lepsze. Ale – jak ze wszystkim – człowiek nie rodzi się od razu mistrzem.

 


Widzę, że podszedłeś bardzo metodycznie dzięki znajomości budowy ciała.

To bardzo mi pomogło. Gdy prowadziłem zajęcia z emisji głosu na Uniwersytecie Warszawskim, robiliśmy tak zwaną „jaskółkę”: studenci stawali na stołach na jednej nodze i musieli się podeprzeć przeponą, bo napięty brzuch stabilizuje pozycję ciała. I dopiero wtedy emitowali „a, ę, u” albo wymawiali zdania. Albo: zwykły siad równoważny na podłodze też usprawnia cały mechanizm. Ćwiczeń jest milion.

Teraz punkt obowiązkowy: Teleekspress. Jak wpłynął na Twoje życie?

Teleekspress miał do 8 milionów widzów, więc jako prezenter programu – bodajże od 2007 do 2013 roku - stałem się rozpoznawalny. Tym bardziej, że potem przez pół roku prowadziłem program „Kawa czy herbata”. Kompletnie nie wiem, jak się tam znalazłem (śmiech), ale ktoś uznał, że się nadaję i przeprowadził taki eksperyment.
Jakieś pół roku wcześniej powstał „Teleekspress nocą”. Czytałem do programu – zresztą polecił mnie do tej roboty bardzo znany lektor Paweł Straszewski - i w pewnym momencie szef redakcji Krzysztof Juszczak powiedział: „A może byś poprowadził? Zrobimy próby kamerowe.” Usiadłem przed kamerą, wszystko było w porządku i za 2-3 tygodnie usłyszałem: „Dobra, zaczynasz”. Ale na kilka dni przed debiutem dowiedziałem się, że mam być gotowy na wydanie o siedemnastej! I dopiero wtedy zmarszczyła mi się dupa i włos na głowie stanął dęba… Bo myślałem, że poprowadzę program nocny, a o siedemnastej WSZYSCY siedzą i oglądają.
Przy programie na żywo jest presja, bo nic nie można zmienić. A mogą się przytrafić różne rzeczy – nie idzie materiał, coś wydarza się w ostatniej chwili albo nie zadziała teleprompter.

Kwadrans może trwać bardzo długo…

Poza zapowiedziami czas jest rozłożony na korzyść materiałów i lektora, ale mimo wszystko w świadomości 10 sekund może trwać tyle, co cały dzień. Czas się rozciąga. Wchodzisz za 2 sekundy i okazuje się, że w tym czasie możesz zrobić mnóstwo rzeczy: poprawić się, oblizać wargi, przełknąć ślinę. Dwie sekundy dają szansę.

 


Rozpoznawalność męczy?

Nie odczuwałem zmęczenia. Zawsze wspominam taką fajną historię…  Michaśki nie było jeszcze na świecie, a Mikołaj był mały, gdy podczas wakacji w Piaskach pojechaliśmy do Gdańska, by popłynąć wycieczkowym statkiem. Prowadziłem wtedy od roku Teleekspress. I wszystko było na stateczku dobrze do momentu, gdy przybiliśmy do brzegu i jedna z pań zorientowała się, że ja to ja. I gdy ona się zorientowała, to wszyscy też. Zaczęło się robienie zdjęć. Ja z żoną, z dzieckiem na ręku… Poszliśmy do greckiej tawerny i Mikołajowi – krótko mówiąc – zachciało się kupę. A w tym samym czasie ustawił się wianuszek ludzi do zdjęcia, więc mogę sobie wyobrazić jak to jest, gdy znani aktorzy idą do restauracji. Przeprosiłem grzecznie, że najpierw muszę dziecko – że tak powiem – „wytrzepać z balastu”. I było śmiesznie, bo myślałem, że już nikogo nie będzie – a jednak wychodzisz i ludzie czekają. 
To jest tak: w każdym miejscu, w którym się pojawisz, jesteś dla ludzi po raz pierwszy i być może ostatni. Zatem wcale się nie dziwię takiej reakcji.

Pytanie tendencyjne. Co jest fajniejsze: praca przed kamerą, czy lektorstwo?

Ja się zawsze przed kamerą stresuję. Lektorkę robię od dwudziestu lat, więc „był czas, żeby się przyzwyczaić” – jak mawiał Pawlak. Gdybym pracował przed kamerą od dwudziestu lat, to pewnie byłoby tak samo.

 


Powiedziałeś kiedyś, że życie ma w sobie „etapowość”. Jak sądzisz - na jakim etapie jesteś teraz?

Zawodowo czuję się ustabilizowany, to poczucie warsztatu i możliwości. Czerpię radość z każdego aktu, który czytam. Choć wiem, że nie wyczerpałem wszystkich form i pewnie przy spotkaniu z nowymi czekałoby mnie sporo nauki.
Jestem chyba na etapie wewnętrznego spokoju, biorącego się z zawodowej świadomości. I chciałbym – robiąc to, co robię, bo nie wyobrażam sobie bez tego życia – rozwijać umiejętność czytania dzieciom. Odbiór słowa mówionego polega przede wszystkim na tym, że najpierw chłoniemy emocjonalność, a potem zastanawiamy się nad treścią. Chodzi o takie przekazanie zdania, by ktoś przez odbiór emocjonalny przyjął jego treść.

Często podkreślasz, że lubisz uczyć się nowych rzeczy. Czego jeszcze poszukujesz?

Jestem zasiedziały w formach telewizyjnych: film, serial, dokument. Dla mnie nowością jest reklama – nagrałem ich w życiu może siedem, to  zupełnie inne czytanie. Czytanie poezji to także nowość i niewątpliwie sztuka.   
Technologicznie zupełnie nie jestem nowinkowy (śmiech). Wszyscy, którzy mnie znają i są bliżej pewnie się z tego uśmieją… Wszedłem na Facebook’a dopiero kilka tygodni temu.

Szał!

Szaleństwo, absolutnie. Interesują mnie raczej „ludzkie” nowości. Dla mnie zmiana to ewolucja. Nie chodzi o to, by być żyrafą, której szyja rośnie miliony lat – w świecie ludzi prawdziwą ewolucją jest rozwój emocjonalności. Jeśli podąża w dobrym kierunku, to daje napęd. 

Zatem życzymy prawdziwie dobrych zmian!

 


Zdjęcia: Przemysław Strzałkowski / PolscyLektorzy.pl
Asystent planu: Renata Różycka

 

 

 

 

 

Brak komentarzy

Studio Medianawigator.com

reklama

Agencja MediaNawigator.com

Powered by:

Bank głosów Mikrofonika.net

reklama