W cyklu wywiadów BLIŻEJ MIKROFONU rozmawiamy z lektorami nie tylko o doświadczeniach zawodowych, ale też o tym, co ich osobiście ukształtowało, co ich porusza poza pracą. O sprawach, których nie znajdziecie w notkach encyklopedycznych. Choć oczywiście polecamy opracowane przez nas biografie w bazie SYLWETKI LEKTORÓW.
Przemysław Strzałkowski polscylektorzy.pl: Covid to paskudztwo, które wciąż wpływa na nasze życie. Zatem pytanie dyżurne: co zmienił w Twoim?
Aleksandra Kostka: Na pewno wpłynął na poczucie bezpieczeństwa. A w pracy – ograniczył zlecenia związane z konferansjerką, spotkania z ludźmi; konferencje, szkolenia, gale, jubileusze. Ta sfera została zmniejszona do minimum i tylko nieliczne eventy przeszły na spotkania online... Ale praca w mediach wręcz rozkwitła, bo telewizja z pewnością pomaga wielu osobom, które z konieczności siedzą w domu. Cieszymy się, że widzowie włączają telewizory wtedy, gdy jest ciężko i że jesteśmy z nimi w tym trudnym czasie. Mam dużo pracy i jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy nie odczuli mocno zamknięcia i zupełnego braku spotkań z drugim człowiekiem. To mnie nie dotknęło, mam nawet więcej zajęć, niż przed pandemią.
Czujesz większe zbliżenie pomiędzy telewizyjnym okienkiem a widzem?
Tak. Spotkanie poprzez ekran jest często swoistym antidotum, jest zastępczą formą nawiązania relacji. Choć oczywiście nic nie zastąpi spotkania na żywo.
Przy okazji chciałbym zweryfikować informację zamieszczoną przez jeden z plotkarskich portali…
Och, tak.... wręcz uwielbiam portale plotkarskie (śmiech). Co tam ciekawego znalazłeś?
Otóż znajdujemy tam rewelację, że pandemia uniemożliwiła Ci powrót do zajęć związanych z medycyną. I że wybrałaś aktorstwo, bo nie wyszło Ci ze studiami medycznymi. I że rozważasz odejście z telewizji.
Wiesz co, to wręcz nieprawdopodobne, jak szybko można przeinaczyć i po swojemu zinterpretować czyjeś życie, nagiąć fragmenty wypowiedzi do zmanipulowanego wniosku. Przeczytam ten artykuł z ogromną ciekawością.
Sprostujmy to wypaczenie rzeczywistości… Należę do osób, które nie potrafią usiedzieć w jednym miejscu, dlatego mam wiele zawodów: aktorki musicalowej, pedagoga wczesnoszkolnego, opiekuna medycznego, instrumentalisty z zakresu gitary klasycznej, jestem również klawiszowcem i to wszystko jest moją pasją. A mówienie, że coś się nie udało – nie ma zupełnie żadnego przełożenia na rzeczywistość. Jeśli autor tego tekstu wymyślił, że zamierzam odejść z telewizji, to jest to bardzo ciekawe i absolutnie mija się to z prawdą.
Dobrze, że przy okazji możemy to wyjaśnić. I jak widzę, raczej nie masz problemu z pomysłami na życie…
Dziękuję zaocznie mojemu Tacie, który powiedział kiedyś: „Córeczko, ty musisz mieć zawsze gotowych kilka zestawów czterech łap, żeby dobrze spaść.” Dlatego jeśli kiedyś, kiedyś… już nie będę pracowała w telewizji, to mam sporo innych możliwości. Nie odczuwam obawy o przyszłość. Nie boję się.
Jesteś laureatką nagrody „Kobieta Sukcesu”. Bywa, że postęp i zdobywanie pozycji wymaga zarazem sztuki zrezygnowania z czegoś.
Oczywiście. Miałam tak na początku pracy w teatrze. Jako osoba związana ze scenicznymi deskami musiałam zweryfikować priorytety. Postanowiłam zrezygnować z wielu ról na rzecz mojej rodziny. To była świadoma rezygnacja, bo teatr jest muzą bardzo zazdrosną, wymagającą i zaborczą.
Zaczęłam z premedytacją szukać innego zajęcia, równie ciekawego i nieprzewidywalnego. Jasne, że mogłam pójść na nauczyciela jako pedagog wczesnoszkolny lub na medycynę. Ale w momencie, gdy pojawiła się możliwość pracy w telewizji wiedziałam od razu, że to jest to, że uda mi się pogodzić grafik z życiem prywatnym.
Od razu podjęłam rozmowę na ten temat, bo przyszłam do telewizji jako spełniona matka dwójki dzieci, które miały zaledwie po kilka lat. Zdecydowałam, że połączę pracę z macierzyństwem. A w teatrze, w którym są próby od 10 do 14 i od 18 do 22, cały dzień jest podporządkowany scenie. My aktorzy - bo zarówno ja, jak i mój mąż jesteśmy aktorami - musieliśmy często mocno się nagimnastykować i pomyśleć: kto za nas położy dzieci do spania, kto je odbierze z przedszkola i tak dalej… Poza tym ludzie w dni wolne odpoczywają – a aktorzy idą do pracy grać spektakl, zamiast być w domu z rodziną.
Praca w telewizji chyba może uzależnić od adrenaliny?
Trzeba mieć do tego predyspozycje. Gdyby moja trema była miażdżąca, to raczej bym nie dała rady. Ale moja trema jest motywująca. Wypracowałam schemat, w którym w czasie najbardziej stresujących sytuacji panuję nad tym, co się dzieje. Bez takiej predyspozycji nie mogłabym pracować w tej branży.
Wokół telewizji będziemy zapewne jeszcze krążyć, bo jesteś z nią wizerunkowo najbardziej kojarzona.
Zapewne wiesz, że prognozy pogody, programy poradnikowe i programy lifestylowe mają największą oglądalność – stąd ogromnie się cieszę, że jestem ich integralną częścią.
Domyślam się, że aktorstwo i lektorstwo mogło Ci tylko pomóc w telewizyjnej karierze?
Oczywiście, że pomogło. Między innymi pomogło mi to, że kilka dobrych lat pracowałam w Mikrofonice i to, że każde otrzymane tam zlecenie lektorskie było zupełnie inne. Nagrywanie reklam, dubbingu, podkładanie głosu pod konkretne „czasówki” w filmach - to fantastyczne wyzwanie!
Podobnie było z doświadczeniem aktorskim. Gdy podczas castingu pojawiały się nieoczekiwane wydarzenia; na przykład gasło światło, mapy specjalnie pokazywały się odwrotnie - mówiłam o lecie, a wyświetlała się mapa zimowa – to w takich sytuacjach (po pracy w teatrze, w którym wszyscy robiliśmy sobie psikusy, żeby było ciekawiej) czułam się jak ryba w wodzie. To, co mnie zaskakiwało, przekuwałam na sukces. Nie ma takiej opcji, żebym w sytuacji zaskoczenia, w sytuacji kryzysowej nie dała sobie rady.
Zamieniłaś Koszalin – Twoje rodzinne miasto - na Warszawę. Ale koszaliński sentyment widać wyraźnie, ponieważ Ogólnopolski Festiwal Piosenki Aktorskiej REFLEKTOR – który wymyśliłaś i stworzyłaś - dziwnym trafem odbywa się nie w Warszawie, a w Koszalinie.
Tak, to moje osobiste, ukochane wydarzenie kulturalne. Zakiełkowało w mojej głowie i w sercu wtedy, gdy moje dzieciaczki były na tyle małe, że z nudów, siedząc w poporodowych pieleszach, zaczęłam myśleć, co by tu stworzyć nowego...
Jako koszaliniankę irytowało mnie to, że przegląd piosenki aktorskiej jest tylko we Wrocławiu. To przecież tak daleko… Dlaczego nic się nie dzieje na północy kraju? A może by stworzyć festiwal dla aktorów w Koszalinie? Dlaczego nie…? I tak oto powstał REFLEKTOR.
Przez REFLEKTOR przewijają się wielkie nazwiska, ale festiwal służy głównie młodym talentom?
Wymyśliłam trzy kategorie: pierwsza to młodzież szkolna dopiero myśląca o aktorstwie, w drugiej znajdują się studenci szkół teatralnych, a trzecia najstarsza kategoria - to młodzi aktorzy z dyplomem w kieszeni, którzy zaczynają zawód i mogą się sprawdzić w piosence aktorskiej.
Dzięki temu połączeniu ktoś, kto pracuje od kilku lat w zawodzie i ktoś, kto dopiero o nim marzy, czy ktoś, kto jest na studiach aktorskich – może się jednocześnie spotkać nad morzem, chłonąc ten piękny widok, a przy tym znaleźć się w wyśmienitym gronie. Może pójść na spacer i porozmawiać o tajnikach aktorstwa. Może podejść do Mistrzów w tym fachu: Mariana Opani, Katarzyny Groniec, Ewy Błaszczyk, Hanny Śleszyńskiej i wielu, wielu innych… Gwiazd, których na przestrzeni kilkunastu edycji zaprosiliśmy już mnóstwo. Dziękuję z całego serca dyrektor Pałacu Młodzieży w Koszalinie – pani Iwonie Potomskiej – za jej przychylność i ogromny wkład w całość tego przedsięwzięcia.
Dla mnie ten festiwal to przysłowiowy aktorski „raj na ziemi”. Ja – aktorka zawodowa – zazdrościłam młodzieży, że ma szansę sprawdzenia, czy to jest TA właściwa droga życiowa. Ja takiej szansy nie miałam. A teraz włączam telewizor i patrzę: jedna, druga, trzecia osoba z mojego kochanego REFLEKTORA! Jedna gra w serialu, inna zdobywa laury, ktoś jeszcze inny jest zawodowym wokalistą, lektorem, czy aktorem… No duma mnie rozpiera! Festiwal REFLEKTOR był w ich życiu stopniem do kariery. Jako „matka” tego projektu czuję się naprawdę szczęśliwa widząc owoce tej artystycznej współpracy. Każde wyjście na scenę pod presją konkursu i z myślą „sprawdzę, czy mi wychodzi” to bezcenne doświadczenie. Festiwal REFLEKTOR to kolebka młodych talentów: jedne urosną i wystrzelą w kosmos, a drugie mają przygodę i z pewnością ważne przeżycie.
Jesteś Olu przepełniona nadmiarem energii, ale ta energia się nie rozprasza, bo jesteś zarazem typem zadaniowca.
Dokładnie tak. Na co dzień jestem typem zadaniowca z dodatkiem odrobiny ADHD: dziś pomysł – dziś realizacja. Takie… ukierunkowane ADHD (śmiech).
A czy nie byłoby jednak milej, prościej i spokojniej spędzić życie w jednym miejscu, w Koszalinie?
Mój mąż codziennie, przez pięć pierwszych lat pytał: „Kochanie, czy możemy już wracać do Koszalina?” Bo tak naprawdę to ja zrobiłam ten krok. Jako młodzi aktorzy z dwójką dzieci mieliśmy wspaniałą podstawę do pozostania w Koszalinie: były etaty w teatrze, dodatkowa praca w ówczesnym Młodzieżowym Domu kultury, była oczywiście Mikrofonika…
Mamy nadzieję, że Prezes nas teraz czyta (śmiech).
Pozdrawiam serdecznie Prezesa Tomasza Bartosa i jestem mu wdzięczna za ogrom doświadczenia, jakie zdobyłam dzięki pracy w Mikrofonice. Kieruję też serdeczne podziękowania do Dyrekcji Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, bo tam zagrałam sporo głównych ról i mogłam szlifować warsztat aktorski.
Koszalin to moja kolebka rodzinna. Jest tam moja droga mama, kochani teściowie, mam tam brata, kuzynów, wujków, ciocie… całe moje zaplecze życiowe znajduje się w tym mieście. I powiem szczerze, że kusiło, by tam zostać. Ale jako wspomniany „zadaniowiec” mówiłam do męża: „Piter, jesteśmy młodzi… albo teraz albo nigdy! Chodź, weźmiemy dzieciaki, zapakujemy wszystko do walizki – i wyruszymy tą naszą koszalińską tratwą na warszawski ocean!”
I tak oto wypłynęliśmy na tej przysłowiowej tratewce na taflę oceanu, przypłynęliśmy do Stolicy i szukaliśmy pracy. Tu rólka w serialu, tu małe zlecenie i… pewnego dnia - casting na prezentera pogody. Mówię: „Piter, idę!” Po wygranym castingu zapadła decyzja, że spróbujemy, zobaczymy i że zaraz wrócimy, bo to będzie przecież taka krótka, fajna, telewizyjna przygoda. A tymczasem ta przygoda trwa już – uwaga – kilkanaście lat! (śmiech).
Mówiąc kolokwialnie: zażarło.
Dla nas nieprawdopodobnie.
I po ośmiu latach pracy w telewizji otrzymałaś Telekamerę. Chyba dość szybko?
To była piękna niespodzianka, bo statuetka Telekamery jest od widzów, a nie od naszych pracodawców. Dlatego to najpiękniejsza i najważniejsza nagroda dla kogoś, kto pracuje w telewizji.
Trudno tu o jakąś uznaniową „ustawkę”.
Ta nagroda to uznanie widza, który ocenia zupełnie neutralnie. Często widzów nazywam telewizyjną „drugą rodziną”, bo ktoś włącza telewizor i spędza ze mną czas. I nie mówię tu tylko o pogodzie, ale o różnych programach, na przykład związanych z ziołami, dotyczących metamorfoz, programach kobiecych, czy lifestylowych. Do dziś łezka mi się w oku kręci i dziękuję wszystkim, którzy wysłali na mnie sms-a. Bo trzeba morza sms-ów, by zdobyć Telekamerę. Dziękuję pięknie!
Wszystko zostaje w lektorskiej rodzinie. Marcin Sołtyk ze wzruszeniem wspomina, że czytał na żywo podczas relacji z wręczenia Telekamer, gdy otrzymałaś nagrodę.
Jak miło! Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję! I tak poznałam kolejnego członka mojej „drugiej rodziny”! (śmiech)
Jaką widzisz przed sobą perspektywę po pandemii? Zadaniowiec zawsze coś sobie znajdzie…
Wykorzystałam ten czas maksymalnie, nie na siedzeniu i biadoleniu, a na rzetelnej pracy. Zrobiłam nowe programy, które pojawią się na antenie telewizyjnej od Nowego Roku. A ostatnio miałam przyjemność nagrać kilka piosenek poetyckich i nie tylko.
Plany… moje życie jest tak zaskakujące, że plany można sobie schować (śmiech). Jeden telefon zmienia kilka następnych tygodni albo miesięcy. To się dzieje, to się kręci. Nie można sobie nic planować; otwartość na możliwości współpracy to podstawa - zawsze procentuje.
Mam jeszcze kilka asów w rękawie, ale nie mogę o nich powiedzieć, bo… są w rękawie! (śmiech)
Życzymy powodzenia we wszystkim!
Bardzo dziękuję i mam nadzieję, że wszystko będzie się dalej zazębiało i uzupełniało. I może kiedyś, gdy mąż zapyta: „Olciu, czy to już? Wracamy?” – odpowiem, że wracamy. Choć nie wiem, czy zapyta, bo już dość mocno zapuściliśmy korzenie w centralnej Polsce.
Zdjęcia: Przemysław Strzałkowski / Polscylektorzy.pl
Asystent planu: Renata Strzałkowska
Brak komentarzy